Gdzie się nie odwróciłam, tam widziałam kwiaty: niebieskie, żółte, pomarańczowe, w kolorze krwistej czerwieni i głębokiej purpury. Niektóre zwisały swobodnie z dachu, inne stały grzecznie w donicach. Nieco oszołomiona feerią kolorów i zapachów, dopiero po chwili zauważyłam drzewo, rosnące przekornie na środku placu. Tuż pod nim stał uroczy stoliczek, a obok dwa krzesełka. Usiadłam, czując się niczym w kwiatowej dżungli.
Moje słodkie rozmyślania przerwał równie miły, kobiecy głos. Przywitała mnie Kasia - starsza córka państwa Kmiotków, którzy prowadzą kwiaciarnię Flority. Wskazała palcem na koszyk wypełniony różnokolorowymi kwiatami, leżący obok moich stóp.
Czasem klienci nie mają czasu, żeby oglądać wszystkie kwiaty i samodzielnie przygotować kompozycję do ogrodu. Dlatego my przygotowujemy własne propozycje, które można po prostu przesadzić do ogródka - wyjaśniła z uśmiechem.
Co w rodzinie to nie zginie
Pomysł na otwarcie własnego biznesu narodził się w czasie pandemii, choć krążył w rodzinie Kmiotków już od wielu lat.
- Mama przez pewien czas miała stoisko z ozdobami świątecznymi w Silesii, ale tak naprawdę całe życie marzyła o własnej kwiaciarni. Ja w trakcie studiów znalazłam ofertę kursu florystycznego, no i stwierdziłam, że spróbuję. Choć muszę przyznać, że moją drugą pasją jest fotografowanie, co w kwiaciarni okazało się bardzo przydatne - śmieje się Kasia.
Wyciąga telefon i pokazuje mi zdjęcia, które zrobiła. Są naprawdę cudne, widać, że dziewczyna ma talent. To właśnie Kasia zajmuje się prowadzeniem profilu kwiaciarni na Facebooku i Instagramie. I to jej kwiaciarnia Flority zawdzięcza swoją nazwę.
Wymyślenie dobrej nazwy zajęło trochę czasu. Chciałam, żeby była krótka i chwytliwa, bo to się sprawdza w social mediach, a to dzisiaj podstawa, gdy się prowadzi biznes. Na początku próbowałam wymyśleć coś po francusku, ale wymowa była zbyt trudna. Pomyślałam, żeby w nazwie znalazło się coś związanego z florą i każdym. No i tak powstało Flority, z połączenia słów "flor" i "ty", taka zabawa słowna, wpadająca w ucho - wyjaśnia Kasia.
Wielkie otwarcie kwiaciarni Flority
Gdy już była nazwa, wszystko inne poszło z górki. Rodzina Kmiotków dosyć szybko znalazła wolny lokal, a otwarcie kwiaciarni odbyło się wiosną 2021 roku, na trzy dni przed Dniem Matki. Wszystko szło świetnie - poza jednym, małym szczegółem. Wynajęte lokum było zbyt ciasne.
Szczęśliwym trafem kilka miesięcy później zwolnił się lokal tuż obok. Był większy i stał w głębi placu, gwarantując więcej miejsca na rośliny. Decyzja mogła być tylko jedna: przeprowadzka. I to właśnie tam - pod adresem Uniczowska 19, Katowice - kwiaciarnia Flority działa po dziś dzień.
Do wyboru, do koloru, dla każdego coś dobrego
W środku na półkach stoją wazony z kwiatami ciętymi. Widzę piwonie, lewkonie, mieczyki.... Ale kwiaciarnia nie byłaby kwiaciarnią, gdyby zabrakło róż! Kasia mówi, że najlepiej sprzedają się te z gatunku pink floyd, o intensywnym, różowym kolorze i pięknym zapachu.
Można u nas zamówić bukiety na każdą okazję: ślub, urodziny, rocznicę. Robimy też flower boxy, czyli takie bukiety-gotowce, których nie trzeba wkładać do wazonu. Poza tym zajmujemy się dekorowaniem sal weselnych, przyjmujemy też zlecenia od firm. Na przykład na Wielkanoc zrobiliśmy ponad 300 ręcznie plecionych wianków dla dwóch galerii handlowych. Przez miesiąc całą rodziną zostawaliśmy po godzinach, żeby ze wszystkim zdążyć - przyłącza się pani Ewa, mama Kasi.
U państwa Kmiotków można też kupić najróżniejsze dekoracje domowe. Wszędzie dookoła stoją lampiony, świeczki i świeczniki a jedną, całą komodę zajęła spora rodzina porcelanowych żab. - Ja ich nie znoszę, ale tata się uparł - uśmiecha się Kasia.
W tej sytuacji jestem zmuszona przyznać punkt głowie rodziny - jak dla mnie żabki są przeurocze. Gdzie udało im się dorwać całą rodzinkę?
Rodzice jeżdżą do różnych miejsc, żeby znaleźć coś ciekawego do kwiaciarni. Ostatnio na zagranicznych targach tak im się spodobała porcelana, że po powrocie od razu skontaktowali się z przedstawicielem firmy, żeby ich produkty sprzedawać u nas - opowiada Kasia.
Ale swoich ulubionych miejscówek rodzina Kmiotków nie chce zdradzić. - Tajemnica zawodowa - śmieje się pani Ewa.
Sezon na rodzinę nigdy nie przeminie
Wystrój kwiaciarni, jak i asortyment, zmienia się w zależności od sezonu. Zimą Flority zmienia się w iście bajkową krainę. Dziewczyny przebierają się za śnieżynki, plac wypełnia się choinkami, a wejścia do kwiaciarni pilnuje renifer. Zresztą zobaczcie sami:
I to właśnie rodzinna atmosfera jest największym atutem kwiaciarni. Państwo Kmiotkowie wyglądają na zgraną drużynę, która kocha to, co robi i kocha robić to razem. A na rodzinę sezon nigdy nie przeminie.
Więcej z serii "Śląski mały biznes":
- Ania po 10 latach rzuciła pracę w banku, żeby piec torty. Dziś ma ręce pełne roboty
- Maskotkowa królowa. Angelika z pomocą szydełka i włóczki tworzy prawdziwe cuda
- Najlepsze mięsne maszkety są w Katowicach. A klimat jak z góralskiej chaty