Na początku listopada informowaliśmy, że Katowice szukają oszczędności. Jednym ze sposobów na zmniejszenie kosztów stało się ograniczenie oświetlenia w mieście.
Niemal całkowicie zgasły światła na DTŚ i DK86, nocą oświetlone są tylko węzły i skrzyżowania. Nie świecą też lampy na odcinkach dróg, gdzie nie ma chodników dla pieszych (ulice Kościuszki, Bagienna, Chorzowska, al. Roździeńskiego). Egipskie ciemności panują m.in. na słynnym łuku trasy DTŚ przy firmie Mazak oraz na wiadukcie przed Silesia City Center. A w tych miejscach nawet za dnia dochodzi do stłuczek i wypadków.
Jednak prawdziwie znamienna okazała się decyzja o skróceniu czasu działania oświetlenia ulicznego. Od listopada lampy uliczne były włączane 20 minut później i wyłączane 25 minut wcześniej. W ciągu zaledwie miesiąca w Katowicach doszło do kilku wypadków z udziałem pieszych, niektóre okazały się być śmiertelne w skutkach.
Policja ustaliła, że na drodze panowała całkowita ciemność
19 listopada zmarł mężczyzna potrącony w rejonie przejścia dla pieszych w katowickiej dzielnicy Ligota-Panewniki. Tymczasem 29 listopada ok. 7 rano na pasach przy skrzyżowaniu ulic Witosa i Ossowskiej doszło do potrącenia 73-letniej kobiety. Po przetransportowaniu do szpitala ofiara wypadku zmarła.
Okazało się, że 72-letni kierowca opla astry miał oszronione szyby. Ale to nie wszystko. Mundurowym udało się ustalić, że w czasie wypadku na ulicy panowały całkowite ciemności, droga nie była wcale oświetlona. Policja zwróciła się zatem do miasta z prośbą, by przywrócić normalne oświetlenie ulic.
Decyzja magistratu nie podobała się również mieszkańcom. Katowiczanie uskarżali się na niską widoczność po zmroku i zwracali uwagę, że to niebezpieczne zarówno dla kierowców, jak i pieszych.
Urząd w końcu się ugiął i zapowiedział wydłużenie czasu działania ulicznego oświetlenia. Nie zmieni się natomiast sytuacja na DTŚ i DK86. Podobnie, jeśli chodzi o iluminację budynków. W listopadzie miasto zapowiedziało, że oświetlenie będzie wyłączone od godz. 23 do 5. Tak też pozostanie.