Historia Jana, którą znamy, zaczyna się się w marcu 2002 roku. Do fundacji Itaka, która otworzyła działalność ledwo 3 lata wcześniej, zgłosił się pewien mężczyzna. Zadzwonił na Linię Żadnych Pytań, służącą zaginionym do przekazywania rodzinie informacji bez udziału policji. Powiedział, że nie wie, kim jest.
Mężczyzna nie pamiętał żadnych szczegółów ze swojego życia: kim był, gdzie mieszkał, czy miał rodzinę. Pamiętał jedynie, że kilka lat wcześniej ocknął się na torach. Z jego głowy sączyła się krew, miał poplamioną koszulę. Wstał i ruszył przed siebie, aż dotarł do Dworca Centralnego w Warszawie. Nie rozpoznał swojej twarzy w lustrze. W kieszeni kurtki znalazł jedynie zapalniczkę i metalowego aniołka.
Mężczyzna nie miał gdzie pójść, więc został na dworcu. Gdy zaczęła go stamtąd przepędzać policja, szukał schronienia w lesie. Nikt nie chciał go zatrudnić, nie miał pieniędzy, żywił się resztkami jedzenia, które znalazł lub jagodami. W końcu znalazł dorywczą pracę. Raz na jakiś czas jeździł na budowę. To właśnie jeden z szefów dał mu numer do Itaki.
Pół Polski widziało twarz Jana, ale nikt go nie rozpoznał
Itaka poinformowała o sprawie policję, która pobrała od mężczyzny odciski palców. Zarejestrowano go jako N. N. - osobę niezidentyfikowaną. Nie było go w bazie przestępców, ale nie było go również na liście osób zaginionych. Nikt go nie szukał.
Niedługo później N.N. wystąpił w programie "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie". Fundacja jest pełna nadziei, że po emisji odcinka zgłosi się ktoś, kto mężczyznę rozpoznał. Nic z tego.
W 2003 roku Wojciech Tochman, reporter i jeden z założycieli Itaki, napisał tekst pt. "Człowiek, który powstał z torów". Reportaż ukazał się w magazynie "Duży Format" Gazety Wyborczej. Twarz N.N. pojawiła się na okładce, jego zdjęcia zawisły na przystankach w całej Warszawie. To też nic nie dało.
Do dziś nie wiadomo, kim był Jan w poprzednim życiu
Jak napisał w reportażu Tochman, specjalistyczne badania wykazały u mężczyzny obustronne zaniki korowe płatów skroniowych i uszkodzony układ hipokampa. Stwierdzono też całkowity brak pamięci autobiograficznej.
Itaka pomogła mu się usamodzielnić. Załatwiła mu mieszkanie socjalne, zarejestrowała go jako bezrobotnego, zafundowała kurs spawacza. Pomogła też N.N. uzyskać nową tożsamość.
Od tego czasu mężczyzna nazywa się Jan Wojciech Man. Drugie imię wybrał po Wojciechu Tochmanie, któremu chciał w ten sposób oddać hołd. Rok urodzenia: 1 stycznia 1960 rok - okrągła, prosta do zapamiętania data.
Niestety, do tej pory do służb nie zgłosił się nikt, kto pamiętałby Jana z jego poprzedniego życia. Nie wiadomo, skąd Jan pochodzi, czy miał rodzinę, dzieci. Nie ma żadnych informacji o tym, gdzie pracował. Od 21 lat nie udało się rozwiązać zagadki człowieka, który powstał z torów. Jego profil do dziś widnieje na stronie fundacji Itaka.