Sebastian Moń z Dąbrowy Górniczej

i

Autor: S. Moń

Ludzie Śląska

Industrialne pejzaże i styl nie do podrobienia. Sebastian Moń rozkochał w sobie świat sztuki

Na co dzień uczy młodzież wuefu, a po pracy maluje melancholijne, industrialne pejzaże, które sprzedają największe domy aukcyjne w Polsce. Sebastian Moń z Dąbrowy Górniczej jest najlepszym przykładem tego, że ciężka praca i samozaparcie to przepis na sukces - niezależnie od dziedziny.

Choć na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że sport i malarstwo nie idą ze sobą w parze, Sebastian Moń każdego dnia udowadnia, że to tylko kwestia pozorów. 37-latek na co dzień uczy młodzież wuefu w jednej z dąbrowskich szkół, a po pracy znika na kilka godzin w pracowni malarskiej.

Jego surrealistyczne wizje, które sam określa mianem "melancholijnego industrializmu", mają w sobie coś magicznego, a równocześnie niepokojącego. Twórczość Monia znalazła szerokie uznanie w oczach krytyków. Jego obrazy sprzedają największe domy aukcyjne w Polsce. Ale sukces w malarstwie, podobnie jak sukces w sporcie, jest zawsze okupiony ciężką pracą - opowiada w rozmowie z nami Sebastian Moń.

Malarstwo, podobnie jak bieganie, wymaga poświęcenia czasu i uwagi

Agata Olejarczyk: Zacznijmy od podstaw: na co dzień uczysz wuefu w jednej z dąbrowskich szkół. Czy sport był zawsze obecny w twoim życiu?

Sebastian Moń: W mojej rodzinie aktywność fizyczna jest czymś naturalnym. Od wczesnych lat dziecięcych rodzice wpajali mi, że dbanie o dobrą kondycję fizyczną jest bardzo ważne. Ojciec sporo jeździł (i nadal jeździ!) na rowerze, więc rodzinne wycieczki rowerowe były u nas czymś naturalnym. Większość swojego dzieciństwa spędziłem na blokowiskach, grając w piłkę nożną z kolegami. Nieco później odkryłem w sobie talent do biegów sprinterskich. Do dziś aktywnie angażuję się w działania na rzecz promocji sportu, sam jestem biegaczem i to właśnie biegi długodystansowe pochłonęły mnie w całości.

A. O. : Najpierw byłeś sprinterem, a potem zacząłeś biegać długie dystanse? Przecież to dwa całkiem inne światy!

S. M. : To prawda. Z bieganiem długodystansowym, jako urodzonemu sprinterowi, nie było mi po drodze i z pewnością nie nazwałbym tej relacji jako miłość od pierwszych przebiegniętych metrów, jednak konsekwentnie realizowałem swoje postanowienia. Dziś na koncie mam wiele ultramaratonów górskich, maratonów asfaltowych, biegów na krótszych dystansach, a także tych z przeszkodami. Nie mam do tego biegania na długich dystansach jakiegoś szczególnego talentu, jednak wysoko w górach odnajduję sens tego co robię, mogę się zresetować i uciec od codziennego zgiełku. Najważniejsza dla mnie jest ta pasja, która nadal się tli i daje możliwość pokonywania własnych słabości. Bieganie uczy pokory bardzo szybko. Bez konkretnego celu, właściwego planu i chłodnej głowy, daleko nie pobiegniemy. To samo jest z malarstwem. Osobiście zawsze porównuję malowanie do biegania długodystansowego, ponieważ uważam, że te dwie dziedziny mają ze sobą dużo wspólnego jeśli chodzi o poświęcania czasu dla określonego efektu.

Sebastian Moń [NIE]PAMIĘĆ

i

Autor: Sebastian Moń

A. O. : Kto by pomyślał, że malarstwo i bieganie mają ze sobą coś wspólnego! Przygotowanie do maratonu zajmuje kilkanaście miesięcy (a raczej lat), wymaga odpowiedniej diety i codziennych treningów. Jak to poświęcenie czasu biegacza długodystansowego przekłada się na język procesu malarskiego?

S. M. : To, co dziś można zobaczyć w formie obrazów, jest efektem tysięcy godzin spędzonych przed sztalugą. Można mieć talent, jednak to tylko mały ułamek z ciężkiej pracy, jaką trzeba wykonać, by w pełni się rozwinąć. Ja nadal się uczę i mam do malarstwa spory szacunek oraz dużą dozę pokory. Nie ma innej drogi jak praca i doskonalenie się poprzez pokonywanie własnych słabości, czy to w sporcie, czy w sztuce.

Pomysły na obrazy często powstają w trakcie biegania

A. O. : Czy malarstwo też było obecne w twoim życiu od dzieciństwa?

S. M. : Tak, tworzyłem od zawsze. W czasach, kiedy byłem jeszcze dzieckiem, wykazywałem żywe zainteresowanie zajęciami twórczymi. Chłonąłem książki i komiksy, rysowałem na wszystkim na czym się dało, słuchałem bardzo dużo muzyki. W tamtym czasie szukałem kierunku, w którym mógłbym podążać i gdzie miałbym możliwość kreowania własnego artystycznego uniwersum. W czasach licealnych zajmowałem się głównie rysunkiem, który był ze mną aż do mojej przeprowadzki do Dąbrowy Górniczej. Później zacząłem się interesować malarstwem i dzięki mojej żonie zacząłem tworzyć pierwsze obrazy w technice akrylowej.

Niosący światło

i

Autor: Sebastian Moń

A. O. : I to właśnie tą techniką malujesz do dziś? Próbowałeś czegoś innego?

S. M. : Akryl został ze mną do dziś i nadal zgłębiam jego tajniki, by stawać się coraz bardziej świadomym malarzem oraz kreować swój styl. Próbowałem kilka razy przekonać się do farb olejnych, jednak nic z tego nie wyszło. Przy moim stylu malowania, zdecydowanie lepiej sprawdzają się farby akrylowe.

A. O. : No właśnie, skoro już przy stylu jesteśmy: twoje obrazy przywodzą na myśl postapokaliptyczne, surrealistyczne wizje, niczym wyrwane z sennego horroru. Skąd czerpiesz inspirację do swoich dzieł?

S. M. : Inspiracje czerpię ze wszystkiego co mnie wokół otacza. Uwielbiam spoglądać na otaczające mnie industrialne pejzaże, jednak wiele inspiracji znajduję w książkach, muzyce czy grach komputerowych. Nieodłącznym elementem procesu tworzenia stała się muzyka, która w moim życiu odgrywa bardzo ważną rolę. Najczęściej słucham ambientu lub ścieżek dźwiękowych z gier, jednak bardzo lubię również cięższe klimaty spod znaku gitarowego grania. Ci, którzy znają mnie osobiście, potwierdzą również, że jest ogromnym fanem klimatów nordyckich, więc przykładowo zespół Wardruna często gości w moich słuchawkach.

Kilka obrazów powstało w oparciu o moje sny i część motywów bezpośrednio nawiązuje do tematyki śnienia. Często pomysły na nowe prace pojawiają się też w czasie biegania. Jako zapalony gracz, niejednokrotnie mam okazję przyglądać się światom stworzonym przez takich samych pasjonatów jak ja. Będąc graczem już ponad trzydzieści lat, stwierdzam z całą pewnością, że elektroniczna rozrywka również pomaga w kształtowaniu mojego malarskiego świata.

Sebastian Moń Bez tytułu

i

Autor: Sebastian Moń

Malarstwo to nieustanne lekcje pokory

A. O. : Skoro już wiemy, skąd czerpiesz inspirację, może opowiesz trochę o tym, jak wygląda proces twórczy. Zamykasz się w pracowni na kilka godzin i wychodzisz tego samego wieczoru z gotowym obrazem, czy może potrzebujesz odetchnąć na kilka dni i spojrzeć na płótno z perspektywy czasu?

S. M. : W większości przypadków moje obrazy wymagają ogromnego nakładu pracy. Z pewnością czasem muszę odpocząć od danego motywu, ponieważ lubię do obrazu podchodzić ze świeżą głową. Muszę przyznać, że najbardziej w obrazach lubię malować detale i to często przez fakt, że umieszczam ich na płycie całkiem sporo, czas pracy znacznie się wydłuża. Czasem jest tak, że mam zaczęte dwa lub trzy projekty. Kiedy zmęczę się jednym, siadam na spokojnie do drugiego. Nie staram się malować na siłę, bo kończy się to zazwyczaj tym, że na drugi dzień zamalowuję to co robiłem dnia poprzedniego i zaczynam obraz od nowa.

Bywały przypadki, że niemal skończony obraz, potrafiłem zamalować na biało i zacząć całkowicie od nowa. Będąc świadomym, że przykładowo „straciłem” trzy tygodnie pracy, siadałem do tego projektu bardziej przygotowany i w większości przypadków, wychodziło to pracy na plus. Oczywiście "straciłem" w cudzysłowie, bo uważam, że to nie jest stracony czas. To są właśnie lekcje pokory, o których wspominałem wcześniej.

A. O. : Pokora, samozaparcie i talent zaprowadziły cię prosto na szczyt. Twoja twórczość znalazła szerokie uznanie w oczach krytyków, a po obrazy ustawiają się kolejki kolekcjonerów. Czy z podobnym zachwytem ocenia twoje dzieła najbliższa rodzina?

Moja żona studiowała malarstwo, dziedziną tą zajmuje się z pasji i posiada szeroką wiedzę na ten temat. Bywa więc bardzo krytyczna wobec moich malarskich poczynań (śmiech). Ale to, co z początku często mnie denerwowało, stało się pretekstem do konkretnych, rzeczowych dyskusji na temat danej pracy, kompozycji, kolorystyki, anatomii i tym podobnych. Cieszę się, że jest ktoś, kto może świeżym okiem spojrzeć na te obrazy z boku i wbić mi czasem kilka szpilek. To bardzo ważne, ponieważ sam twórca często nie zauważa błędów, które popełnia w trakcie tworzenia.

A. O. : Prowadzisz stronę internetową i media społecznościowe, ale czy jest szansa, by zobaczyć gdzieś twoje obrazy na żywo?

S. M. : Ze względu na duże zainteresowanie kolekcjonerów, dziś coraz ciężej zobaczyć moje prace na żywo. W tym roku planuję tylko jedną wystawę. Odbędzie się ona we wrześniu w Pałacu Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej. Wernisaż będzie miał miejsce 1 września, a sama wystawa potrwa do końca miesiąca.

Więcej z serii "Ludzie Śląska": 

Tadeusz Pietrzykowski po wojnie zamieszkał w Bielsku-Białej. Rozmawiamy z jego wychowankiem i przyjacielem

Zdolne tancerki ze Śląska z medalami na Mistrzostwach Polski

"Katowice nocą ze spiżową mocą" zna cała Polska. Tak wygląda wokalistka

Wiadomości ze Śląska

i

Autor: Archiwum Wiadomości ze Śląska Link: https://www.eska.pl/slaskie/