– Czy szkole masowej, w przeludnionych klasach, uda się pochylić nad problemami dzieci, które z definicji potrzebują innego systemu nauczania – pyta retorycznie Magdalena Skorupa-Grajner, prezes fundacji prowadzącej Niepubliczną Specjalną Szkołę Podstawową „Arka Noego”. I dodaje: - Nawet jeśli rząd nie będzie miał formalnej możliwości zamknięcia placówek takich jak nasza, pozostaje kwestia dotacji rządowych. Jeśli ich nie dostaniemy, nie będziemy mieli środków, by dalej funkcjonować.
Sytuacja na drugą połowę sierpnia jest taka. Ministerstwo Edukacji i Nauki chce, by jak najwięcej dzieci ze specjalnymi potrzebami uczyło się w szkołach ogólnodostępnych, zamiast korzystać z placówek specjalnych. Nowy model nauczania dzieci z niepełnosprawnościami ma zbliżyć nas do standardów zachodnich, zapewnić im lepszą codzienną opiekę, lepszą integrację ze zdrowymi rówieśnikami i lepsze przygotowanie do dorosłego życia.
Resort uspokaja, że dzieci ze specjalnymi potrzebami nie będą na siłę przenoszone do zwykłych szkół, a rodzice nadal będą mieli wybór pomiędzy szkołą specjalną a ogólnodostępną. Placówki specjalne nie będą bowiem (na razie) likwidowane, choć mogą zostać przekształcane w Specjalistyczne Centra Wspierania Edukacji Włączającej, które miałyby wspierać szkoły ogólne w realizacji potrzeb dzieci z niepełnosprawnościami. W przyszłości – docelowo – powinny jednak zostać włączone w nurt edukacji ogólnej.
Jak czytamy w dokumencie „Edukacja dla wszystkich”: „Konieczne będzie przeformułowanie zasad przyjmowania do placówek specjalnych, a także tworzenie możliwości i programów wspierających ich przekształcenie się w placówki ogólnodostępne”. Na jakich zasadach odbędzie się to „przeformułowanie” i na czym będą polegały „programy wspierające”? Na razie nie wiadomo. Ministerstwo wyjaśnia także, że do ucznia ze specjalnymi potrzebami zarówno w przedszkolu, jak i szkole ogólnodostępnej przypisany będzie asystent na stanowisku niepedagogicznym, mający wspierać nauczycieli podczas zajęć, przerw, wyjść i wycieczek. Czy będzie przypisany do każdego dziecka ze specjalnymi potrzebami? Na razie nie wiadomo.
Wiemy również, że w każdej szkole ma pracować koordynator edukacji włączającej, który będzie nadzorować i koordynować współpracę szkół z innymi instytucjami, mającymi zapewnić wsparcie w opiece nad uczniami ze specjalnymi potrzebami, oraz pedagog od edukacji włączającej. Kto poniesie koszty funkcjonowania tych miejsc pracy? Na razie nie wiadomo.
Ministerstwo powołuje się na dane, że 70 proc. uczniów ze specjalnymi potrzebami i tak chodzi już do szkół ogólnych. W tym jednak miejscu warto zauważyć, że wyróżniamy różne rodzaje niepełnosprawności, a tym środowisko w jakim przebywają one na co dzień, może przełożyć się na efekty ich pracy i nauczania.
– W przypadku dzieci z niepełnosprawnościami intelektualnymi musimy zmierzyć się się z trudności na wielu płaszczyznach. Na to, jakie ci uczniowie osiągną efekty, może mieć wpływ chociażby wielkość i rodzaj zbiorowości, w której przebywają. Mam spore obawy, czy w takich sytuacjach, proponowane rozwiązania będą dobre dla dzieci, które inaczej funkcjonują i mają inne trudności niż ich koledzy oraz koleżanki z innymi rodzajami niepełnosprawności – zauważa Magdalena Skorupa-Grajner. – Uważam, że tak jak istnieją szkoły muzyczne czy językowe, realizujące odrębny program dla pewnej grupy uczniów, tak powinny istnieć szkoły mające program nauczania dostosowany do dzieci o specjalnych potrzebach – konkluduje prezes fundacji „Arka Noego”.
Poza tym – jak zauważa pani prezes – przeniesienie w całości kształcenia specjalnego do szkół ogólnodostępnych niejednokrotnie dla tych ostatnich będzie wiązało się z koniecznością dostosowania infrastruktury do potrzeb nowych uczniów, a także stworzeniem odpowiedniego zaplecza terapeutycznego i zatrudnieniem dodatkowych specjalistów. A to oznacza dodatkowe koszty. Nowa sytuacja może też mieć wpływ na efekty pracy. W licznych klasach skupienie się na potrzebach uczniów z niepełnosprawnościami będzie bardzo trudne, by nie powiedzieć, że w pewnych sytuacjach niemożliwe.
– W naszej placówce klasy są małe, a 23-osobowa kadra nauczycielska i terapeutyczna względnie stała. To zapewnia dzieciom poczucie bezpieczeństwa i przyjazne środowisko do pracy, a co przekłada się na efekty. Z własnego doświadczenia wiem więc, że edukacja włączająca wiąże się dużymi wydatkami: na specjalistów, nauczycieli wspomagających, psychologów, sprzęt – mówi Magdalena Skorupa-Grajner. – Mam obawy, czy wraz z ewentualnymi zmianami zostaną zapewnione środki na zatrudnienie wysokokwalifikowanej kadry, która byłaby w stanie systematycznie, z odpowiednią częstotliwością, prowadzić zajęcia. Gimnastyka czy rehabilitacja ruchowa dla dzieci z niepełnosprawnościami, przeprowadzana – przykładowo – raz na miesiąc – nie ma większego sensu – dodaje.
We wdrażanej, w zamierzeniu rządu, od września reformie jest jeszcze jedna kwestia, która niepokoi rodziców i nauczycieli. Chodzi o to, że zamiast dotychczasowych dwóch orzeczeń, jak jest teraz (o kształceniu specjalnym i niepełnosprawności) miałoby być jedno, wydawane wyłącznie na podstawie wywiadu przeprowadzanego przez specjalną komisję z dzieckiem, którego orzeczenie ma dotyczyć.
- Czy to wystarczy, aby zauważyć, czy mamy do czynienia z uczniem, którego ograniczenie polega na tym, że działa tylko w swoim utartym schemacie, a jego – nawet błyskotliwe odpowiedzi – są biernie odtwarzanym zasobem, czy żywą reakcją na otaczającą go sytuację? - zastanawia się prezes fundacji „Arka Noego”. - Znam przykłady uczniów z umiarkowaną niepełnosprawności, którzy świetnie mówią, sprawnie posługują się ironią i humorem językowym, ale gdy trzeba coś napisać czy przyswoić konkretną wiedzę są zupełnie bezradni, nie dają rady - mówi Magdalena Skorupa-Grajner.
Obecnie kształcenia specjalnego wymaga ponad 200 tys. uczniów, to 4 proc. wszystkich korzystających z edukacji. Pilotaż proponowanych przez ministerstwo zmian ma ruszyć od września. Czy w nowym roku szkolnym 2021/2022 uczniów, nauczycieli i rodziców czekają jakieś zmiany?