Problemy zdrowotne Ani zaczęły się, kiedy skończyła 15 lat. Wtedy po raz pierwszy poczuła niezwykle silny ból podczas miesiączki. Nie mogła nawet wstać z łóżka.
Pomyślałam sobie wtedy, że każda kobieta przechodzi przez to samo co miesiąc, więc to normalne. Niestety, leki przeciwbólowe nie działały, a ja zwinięta w kłębek płakałam w łóżku z bólu. Co miesiąc ból nasilał się jeszcze bardziej co skutkowało zażywaniem dużej ilości leków przeciwbólowych, żeby przetrwać pierwsze dwa dni które były najtrudniejsze - wspomina 30-latka.
Od ludzi ciągle słuchała, że taki to "urok bycia kobietą", i że jeśli nie potrafi wytrzymać bólu podczas miesiączki, to "jak chce kiedyś rodzić dzieci?".
Zaczęłam szukać pomocy najpierw u lekarza rodzinnego, ginekologa, gastrologa, neurologa. Podczas miesiączek, oprócz silnych bóli brzucha, doszły potworne migreny z aurą i duże wzdęcia brzucha - mówi Ania.
Lata bez diagnozy i rosnący ból
Badanie USG brzucha ani tomografia nic nie wykazała, a brzuch bolał dalej, jeszcze mocniej i częściej. Do tego doszły wzdęcia, biegunki, dreszcze. Ale lekarze rozkładali ręce i powtarzali, że "nie może jej aż tak boleć, pewnie wymyśla".
Ania była zrozpaczona, jednak się nie poddała. Zaczęła się leczyć hormonalnie, ale to też nie pomogło. Pan ginekolog stwierdziła, że ostatecznością jest laparoskopia zwiadowcza.
W marcu 2021 roku wykonano laparoskopie zwiadowczą, podczas której uwolniono jajowód oraz jajnik i otrzewne macicy z zrostów... Pierwsza miesiączka po zabiegu była koszmarem. Nie potrafiłam spać ani funkcjonować, ból był tak silny, a leki nie działały. Na kontroli stwierdzono zrosty otrzewnej miednicy mniejszej - opowiada Ania.
Diagnoza jest, ale brakuje sił i pieniędzy na leczenie
Mimo to Ania walczyła z bólem i starała się korzystać z codzienności. Chodziła po górach, jeździła na rowerze, szydełkowała. Nie chciała tracić swojego życia, choć ból ciągle nie odpuszczał. Trochę pomogły je wizyty u fizjoterapeutki uroginekologicznej. Później trafiła do gastrologa i to był początek końca. Lekarz stwierdził dysbiozę jelita grubego i zalecił leczenie, które zaczęło pomagać.
- Jednak niepokoił go fakt , że moje miesiączki są tak bolesne i obfite, bo zdarzały się krwotoki. Skierował mnie na USG z kontrastem w kierunku endometriozy - wspomina Ania.
Niestety, pani ginekolog niczego się nie doszukała, opóźniając właściwą diagnozę o kilka miesięcy. W międzyczasie stan 30-latki znacznie się pogorszył. Ania trafiła w trybie pilnym do placówki w Krakowie, gdy zaczęła mieć krwawienia z odbytu. Dopiero wtedy potwierdzono, że to enometrioza.
Ostatecznie wylądowała w Centrum Leczenia Endometriozy w Rudzie Śląskiej. Została wprowadzona w stan całkowitej menopauzy, przyjmując zastrzyki z silnymi hormonami. Ma to na celu zatrzymać dalszy rozwój endometriozy, niestety niesie ze sobą wiele powikłań. Dla Ani dłuższe spacery to męka. Bolą ją stawy i głowa, ciągle czuje się osłabiona. Co gorsza, leczenie wywołało u niej duże nadciśnienie. Trafiła karetką do szpitala na pododdział intensywnego nadzoru kardiologicznego pod monitoring. Teraz musi stale przyjmować leki.
A to nie jedyne koszty, które musi ponieść, by dojść do zdrowia. 30-latkę z Rudy Śląskiej czekają kolejne kontrole ginekologiczne, kardiologiczne i zastrzyki. To wszystko kosztuje.
Cieszę się, że jestem zdiagnozowana i w trakcie leczenia. Jednak leczenie pochłania tak ogromne koszty, że nie jestem w stanie sama już sobie poradzić - pisze Ania.
We wrześniu czeka ją operacja. 30-latka liczy, że jej życie wreszcie wróci do normy. Ani można pomóc, wpłacając dowolny datek TUTAJ.