Krystyna Boomer (dziś Jurczewska-Płońska) urodziła się w 1938 roku w Stanisławowie. Dzisiaj to ukraiński Iwano-Frankiwsk, ale wówczas leżał w granicach Polski. Jej mama była z zawodu farmaceutką, a ojciec oficerem wojskowym. Żyło im się dobrze i spokojnie - aż do wybuchu wojny.
Tata został w Polsce, a mnie i mamę wywieziono w bydlęcych wagonach na Sybir. Miałam wtedy 1,5 roku. Dwa lata później udało nam się stamtąd wydostać dzięki generałowi Andersowi, który otworzył ścieżkę wyzwolenia. Trafiłyśmy do Iranu i tam zamieszkałyśmy na pustyni w namiocie. Jednego dnia przyszło tornado i całkowicie zmiotło naszą wioskę. Wszystko straciłyśmy, mieszkaliśmy dosłownie pod gołym niebem. Gdy dowiedział się o tym szah Iranu, to zlitował się nad nami, uchodźcami i przyjął nad do jednego ze swoich pałaców. Dał nam jedzenie, lekarzy, postawił na nogi - wspomina Krystyna.
Później razem z mamą trafiły do Ugandy pod pieczę Anglików i zamieszkały w jednym z dziesięciu obozów, które przygotowano dla Polaków. Mała Krystyna zaczęła uczęszczać do polskiej szkoły, tam też przyjęła pierwszą komunię świętą.
Mama mogła w końcu pracować w zawodzie, zatrudniła się w laboratorium i w aptece. Byłyśmy tam bardzo szczęśliwe, to było naprawdę rajskie życie. Ja żartuję zawsze, że jestem dzieckiem dżungli, bo się w dżungli wychowałam - śmieje się pani Krystyna.
Razem z mamą spędziły prawie 6 lat w Ugandzie. Później ojcu udało się odnaleźć rodzinę przez szwajcarski Czerwony Krzyż. Najszybciej, jak mógł, sprowadził żonę i córkę do Polski. Połączona na nowo rodzina Boomerów zaczęła nowe życie w Zakopanem. Tam Krystyna-nastolatka skończyła szkołę, zdała maturę i egzamin na akademię medyczną. "Jak wcześniej mama i dziadek" - mówi z dumą.
Po skończeniu studiów zamieszkałam w Krakowie i wyszłam za mąż, ale to nie było udane małżeństwo i niedługo później się rozstaliśmy. Po powrocie ze stypendium w Szwajcarii wróciłam do Zakopanem odwiedzić rodziców. Tam spotkałam mojego asystenta, adiunkta z uczelni, który poprosił mnie na chwilę i powiedział, że jego przyjaciel chce mnie poznać. No i tak poznałam mojego drugiego męża, biznesmena z Gliwic, który mnie tutaj na Śląsk ściągnął - uśmiecha się pani Krystyna.
Z drugim mężem doczekała się trójki dzieci, pięciu wnuków i jednego prawnuka. Wszyscy mieszkają teraz w Warszawie. Po śmierci męża związała się po raz trzeci i jak dodaje ze śmiechem, raczej ostatni. Podkreśla, że jej wybranek serca jest bardzo cierpliwy i wyrozumiały. To dobrze, bo pani Krystyna większość czasu spędza poza domem. A lista jej zasług dla miasta - a w szczególności seniorów - zdaje się nie mieć końca.
Uniwersytet Trzeciego Wieku w Gliwicach obchodzi w tym roku 20. urodziny. Powstał dzięki Krystynie Jurczewskiej-Płońskiej
Krystyna Jurczewska-Płońska jest współzałożycielką Ogólnopolskiej Federacji Uniwersytetów Trzeciego Wieku, gdzie do dziś dnia pełni funkcję wiceprezeski. Zainicjowała powstanie Gliwickiej Rady Seniorów i Śląskiej Rady Seniorów przy marszałku. Ponadto jest współinicjatorką Obywatelskiego Parlamentu Seniorów. Ale przede wszystkim to jej Gliwice zawdzięczają własny Uniwersytet Trzeciego Wieku.
22 lata temu z koleżankami jeździłyśmy do Katowic na bardzo ciekawe wykłady do Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Ale wtedy nie było jeszcze DTŚ-ki, nie było tak rozwiniętej komunikacji jak teraz. Wyjazd do Katowic i powrót zajmował nam pół dnia. I tak sobie pomyślałam wtedy, że Gliwice to jest przecież miasto inteligencji, dlaczego miałabym tutaj nie założyć uniwersytetu? - opowiada Krystyna Jurczewska-Płońska.
Jak pomyślała, tak zrobiła. Pani Krystyna skontaktowała się z prezydentem Gliwic, otrzymała stosowne zgody, założyła uniwersytet, a później... zaczęła się ciężka praca. Dzięki jej staraniom i ogromnemu wysiłkowi dziś w gliwickiej uczelni dla seniorów działa 12 sekcji: brydżowa, florystyczno-artystyczna, językowa, literacka, malarska, miłośników teatru, profilaktyki zdrowia, sportowa, taneczna, turystyczno-rekreacyjna, remibrydża i innych gier oraz klub podróżnika.
Ale to nie koniec atrakcji, jakie czekają studentów gliwickiego UTW. Pani Krystyna organizuje dla swoich studentów zagraniczne wyjazdy w ramach programu Erasmus. Niedawno wróciła z Grecji, gdzie razem z grupą 22 osób brała udział w szkoleniu pt. "Nowe technologie w każdym wieku".
W dwóch grupach pracowaliśmy przy komputerach i równocześnie ćwiczyliśmy języki. Uczyliśmy się pracować z gmailem, duolingo i innymi aplikacjami, tłumaczyliśmy zdania z angielskiego na polski i odwrotnie. Teraz pracuję na tym, by w przyszłym roku wyjechać ze studentami na kolejne szkolenie z Erasmusa na Wyspy Kanaryjskie. Cieszę się niezmiernie, że mamy tą możliwość, by szkolić się za granicą w pięknych krajach. Erasmus to dla studentów połączenie przyjemnego z pożytecznym, a dla mnie często to jedyna chwila wytchnienia, jedyna nagroda - uśmiecha się pani Krystyna.
Choć ta "jedyna nagroda" to nie do końca prawda, bowiem Jurczewska-Płońska była wielokrotnie nagradzana za swoje liczne osiągnięcia. W czerwcu tego roku podczas sesji Rady Miasta Gliwice otrzymała Złoty Krzyż Zasługi. Wcześniej została utytułowana "Gliwicjuszem" i otrzymała medal honorowej Zasłużonej dla Gliwic i Śląska. Była też nominowana do osobowości roku na Śląsku i została ambasadorem seniorów województwa śląskiego.
Wszelkie nagrody i odznaczenia dopingują mnie do dalszej, jeszcze bardziej intensywnej pracy na rzecz seniorów. Oczywiście dla mnie to ogromna radość, że ludzie dookoła dostrzegają, jak bardzo poświęcam się pracy, nierzadko kosztem mojego prywatnego życia. Obecnie zasiadam na pięciu stołkach i tak naprawdę pracuję więcej niż pracowałam zawodowo - śmieje się pani Krystyna.
Pani Krystyna mówi 5 językami obcymi i zwiedziła 109 krajów, a to nie jest jeszcze jej ostatnie słowo
A co ambitna seniorka lubi robić w ramach relaksu i odpoczynku? Jeśli chodzi o pasje, pani Krystyna lubi uczyć się języków. Obecnie posługuje się pięcioma językami obcymi: włoskim, angielskim, francuskim, niemieckim i hiszpańskim. Niektórymi lepiej, innymi gorzej, ale podczas wyjazdów radzi sobie sama.
A to niezwykle ważne, ponieważ największą miłością pani Krystyny jest podróżowanie. Jurczewska-Płońska zwiedziła 109 krajów i planuje kolejne wyjazdy. Zwykle wyjeżdża w podróże dwa razy do roku. Czy było takie miejsce, które bezpowrotnie skradło jej serce?
Zawsze marzyłam o San Francisco, raz spojrzeć i się zakochać. Potem były Hawaje, które pokochałam od pierwszego wejrzenia, podobnie Australia, gdzie Sydney mnie całkowicie zachwyciło. Ale później pojechałam do RPA, odwiedziłam kilka krajów, w tym Ugandę, którą pamiętałam z dzieciństwa i też poczułam miłość. Widziałam Brazylię, byłam na Alasce, zwiedziłam Tajlandię, a ostatnio byłam na Sri Lance i w Singapurze, który uważam za najlepiej zorganizowane miasto na świecie. Trudno powiedzieć, który z krajów najbardziej mi się podobał, bo każdy mnie na swój sposób oczarował - mówi pani Krystyna.
Poza podróżowaniem i nauką języków ma jeszcze jedną pasję: sport. Pani Krystyna szczególnie upodobała sobie biegi krótkodystansowe na 60 metrów. 15 lat temu była współinicjatorką powstania Olimpiady Seniorów. Najpierw odbywały się tylko zawody letnie w Łazach, a od 10 lat studenci konkurują również zimą w Rabce.
Na naszym uniwersytecie studiuje wielu wspaniałych sportowców, mamy mistrzów świata seniorów i wielu mistrzów Europy. Od 12 lat nasi studenci wygrywają złoty puchar podczas Olimpiady Letniej, a podczas Olimpiady Zimowej 9 razy sięgnęliśmy po złoto. Ale bywa ciężko, olimpijczycy trenują cztery razy w tygodniu. Gdy chciałam odpocząć, to nasz trener powiedział: od sportu nie ma wakacji. Dlatego, gdy tylko znajdę czas, staram się poćwiczyć, żeby mi dał święty spokój - żartuje Krystyna Jurczewska-Płońska.