Wierzono, że wszystko co tego dnia uczynimy i czego doświadczymy, będzie miało wpływ na cały następny rok.
- Starano się tego dnia wcześnie wstać. Jeśli ktoś dłużej pospał, to znaczyło że będzie spał cały rok. Robiono też psoty, obserwowano pogodę. Starano się zobaczyć, kto pierwszy pojawił się w gospodarstwie, czy to była kobieta czy mężczyzna. Jeżeli był to mężczyzna, a akurat krowa była cielna to wróżono z tego, że urodzi się byczek, jeżeli kobieta to urodzi się jałówka. Również przekładano to na ludzi, gdy w gospodarstwie była brzemienna kobieta. Panny na wydaniu wróżyły sobie z drwa przyniesionego do rozpalenia w piecu. Przepowiadano również pogodę z łupinek cebuli. Rozkładano 12 łódeczek cebulowych, wsypywano w każdą sól i obserwowano, w której łupince pojawiła się woda. Wtedy miesiąc odpowiadający liczbie łupinek miał być miesiącem słotnym, deszczowym - powiedziała nam etnograf Dobrawa Skonieczna-Gawlik.
Również kolacja wigilijna była jedna wielką wróżbą. Starano się, by do stołu zasiadała parzysta liczba osób, bo to świadczyło o tym, że wszyscy w zdrowiu doczekamy następnej kolacji wigilijnej.
Wróżono z orzecha. Po kolacji wigilijnej rozłupywano orzech włoski i sprawdzano jakie ma wnętrze. Jeżeli było zdrowe i jędrne to osoba, która wybrała ten orzech i go rozłupała będzie się cieszyła zdrowiem. Jeżeli wnętrze było suche, albo spleśniałe to znaczyło, że to zdrowie będzie szwankowało.
Wróżono również z siana wkładanego pod obrus. Jeżeli źdźbło było długie i zielone, to znaczyło, że nasze życie też będzie długie i zdrowe. Jeżeli było przyschnięte i krótkie, to wówczas trzeba było się liczyć z kłopotami ze zdrowiem.
Na współczesnym świątecznym stole nie może zabraknąć 12 potraw wigilijnych. W Zagłębiu Dąbrowskim starano się, by liczba potraw była nieparzysta. Ich liczba była zależna od zamożności gospodarzy i wahała się od trzech do dziewięciu potraw. Musiały się tam pojawić potrawy, które pochodziły z pola, sadu i z lasu.
Co ważne na zagłębiowskim stole wigilijnym były głównie potrawy roślinne, postne bez użycia jakiegokolwiek tłuszczu zwierzęcego. Nie używano również nabiału, czyli mleka, masła czy śmietany.
Trudno wyobrazić sobie świąteczny dom bez choinki bombkami, łańcuchami i światełkami. To przy niej w wigilijny wieczór gromadzi się cała rodzina, śpiewając kolędy i czekając na rozpakowanie prezentów. W Polsce jest to jednak jedna z najnowszych tradycji wigilijnych, bo pojawiła się u nas dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku. Przywędrowała do nas z Niemiec. Wcześniej w Zagłębiu w domach wieszano podłaźniczkę.
- To była zielona gałąź, albo czubek sosenki ścięty i powieszony czubkiem na dół,ustrojony w naturalne ozdoby. Robiono ozdoby z opłatków, ale również wieszano małe orzechy, jabłuszka czerwone, aby przystroić podłaźnik - dodaje Dobrawa Skonieczna-Gawlik.
Największą jednak ozdobą domów na terenach Zagłębia były snopy zboża ustawiane w czterech kątach izby. Chowano w nich jabłka i suszone owoce, by mogły ich szukać dzieci.
Jesteś świadkiem ciekawego zdarzenia w waszej okolicy? A może chcesz poinformować o trudnej sytuacji w Twoim mieście? Czekamy na zdjęcia, filmy i gorące newsy! Piszcie do nas na: [email protected]"