10 i 11 marca policjanci do komisariatu w Gliwicach Łabędach zgłosiło się trzech zdenerwowanych kierowców. Wszyscy znaleźli swoje samochody - zaparkowane przy ul. Zygmuntowskiej - z rysami w lakierze. Były to dwa auta marki BMW i toyota yaris. Ktoś umyślnie zniszczył drzwi po prawych stronach pojazdów, a w jednym uszkodził cały bok, łącznie z tylną lampą. Straty oszacowano w dwóch przypadkach na 3 tys. zł, a w jednym na 7 tys. zł, co łącznie dało 13 tys. zł.
Kryminalni z Łabęd rozpoczęli poszukiwania sprawcy. Szukali świadków zdarzenia, ale to nie przyniosło skutku. Sprawdzili więc, czy na drodze przejścia nie znajdują się jakieś kamery. To był strzał w dziesiątkę - mundurowym udało się zabezpieczyć kilka nagrań, a jedno z nich uchwyciło wizerunek podejrzanego.
Niestety, mężczyzna znajdował się w oddali, więc jego wizerunek nie nadawał się do identyfikacji bezpośredniej. Ale czujne oczy kryminalnych dopatrzyły się w nagraniu jednego, istotnego szczegółu, który doprowadził ich wprost pod drzwi sprawcy.
Okazało się, że za zniszczenia odpowiada siedemdziesięcioparoletni gliwiczanin. W czasie przesłuchania przyznał się do zarzucanych mu czynów. Stwierdził, że nie miał żadnych racjonalnych powodów, by zniszczyć samochody. To nie był zemsta, a raczej próba rozładowania frustracji rodzinnych. Mężczyzna zobowiązał się do pokrycia całości kosztów strat.