Śląscy strażacy coraz częściej zastępują pogotowie ratunkowe. W marcu padł rekord takich interwencji - blisko 1000. Po raz pierwszy w historii tak często. Powód? Na Śląsku trwa kryzys pandemiczny. Region w czołówce nowych zakażeń, minionej doby wykryto 3839 nowych przypadków.
– Pacjenci skarżą się, że zbyt długo czekają na karetki. Złoszczą się gdy zamiast ratowników do domu podjeżdża straż pożarna. To wyjątkowa sytuacja - tak źle nie było- ludzie muszą nas zrozumieć, że nie jesteśmy z gumy. Mamy pełne ręce roboty - mówi Łukasz Pach szef śląskiego pogotowia.
- Pacjent musi być zbadany, musi być zdiagnozowany. To nie jest taśma produkcyjna. Na SOR-rze przyjęcie pacjenta trwa około pół godziny - dodaje Łukasz Pach.
Oprócz straży pożarnej, do Ślązaków wymagających nagłej pomocy wysyłane są coraz częściej śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
To się wiąże z tym, że karetki wożą pacjentów na różne odległości do szpitali docelowych i my tak naprawdę uzupełniamy się w tym systemie ratownictwa medycznego. Natomiast dzisiaj 9 czy 8 lotów na dobę jest czymś zupełnie normalnym - mówi Robert Gałązkowski szef Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Aby nie dopuścić do paraliżu śląskich szpitali. Od wtorku – ponad 120 pacjentów przetransportowano do szpitali w innych regionach. Transport głównie odbywa się karetkami do woj: opolskiego, łódzkiego oraz świętokrzyskiego.