Dramatyczna walka o życie łabędzia. Czekał na pomoc kilka godzin.  To standardowa procedura

i

Autor: UM Chorzów, Leśne Pogotowie

Chorzów

Łabędź przegrał dramatyczną walkę o życie. Czekał na pomoc kilka godzin. "To standardowa procedura"

2025-04-28 11:15

W minioną niedzielę toczono walkę o życie chorego łabędzia, którego znaleziono na stawie Amelung w Chorzowie. Ptak trafił do Leśnego Pogotowia w Mikołowie. Długi czas oczekiwania na pomoc wywołał lawinę krytyki w internecie. Czy ośrodek zaniedbał zwierzę? Leśne Pogotowie odpiera zarzuty.

Mieszkańcy ratowali chorego łabędzia

W niedzielę 27 kwietnia około godziny 10:00 mieszkanka Chorzowa, podczas spaceru w okolicy stawu Amelung, zauważyła w stawie łabędzia w niepokojącym stanie. Jak relacjonuje, ptak miał nienaturalnie ułożoną głowę i wyraźne problemy z utrzymaniem jej nad powierzchnią wody. Zaniepokojona sytuacją kobieta wraz z mężem natychmiast skontaktowała się ze Strażą Miejską, która szybko zareagowała na zgłoszenie. Na miejsce wezwano również pomoc w celu przetransportowania ptaka do lecznicy.

Dzięki zaangażowaniu mieszkańców, w tym działkowca z pobliskich ogródków, udało się wyłowić łabędzia z wody i zabezpieczyć go przed ewentualnym utonięciem. Następnie został przewieziony do Leśnego Pogotowia w Mikołowie. Do godzin późnowieczornych chorzowscy strażacy prowadzili na stawie Amelung poszukiwania jaj łabędzicy. Łącznie udało się zabezpieczyć 5 mocno wychłodzonych jaj, które zostały już umieszczone w inkubatorze w odpowiedniej dla nich temperaturze 37 stopni. Pozostaną tam przez najbliższy miesiąc, aż do wyklucia.

Ptak czekał przez wiele godzin na pomoc

Ok godz. 12:00 łabędzica została przetransportowana do Leśnego Pogotowia w Mikołowie, gdzie miała otrzymać specjalistyczną pomoc weterynaryjną. Niestety okazało się, że na miejscu nikogo nie było, a ptak musiał czekać na pomoc przez kilka godzin.

- Ptak miał objawy neurologiczne, prawdopodobnie po uderzeniu. Około 16:45 został przez nas zabrany i odpowiednio zaopatrzony, a około 17:45 przyjechał lekarz weterynarii, który podał mu kroplówki, antybiotyki i leki wzmacniające - wszystko, by jak najszybciej mu pomóc - informuje Jacek Wąsiński, leśnik, który od ponad 30 lat prowadzi ośrodek rehabilitacji dla dzikich zwierząt "Leśne Pogotowie" w Mikołowie.

Choć dyżurujący w ten dzień weterynarz przyjechał na miejsce najszybciej, jak tylko był w stanie, nie każdy potrafił zrozumieć, czym spowodowany był tak długi czas reakcji.

- Niestety, sytuację tę wykorzystały dwie osoby, które postanowiły zrobić z nas potwory. Oskarżyły nas publicznie o znęcanie się nad zwierzęciem, nie rozumiejąc, że w tym samym czasie pomagaliśmy wielu innym potrzebującym zwierzętom. Dla nich liczył się tylko ten jeden ptak. Panie powiedziały, że interesuje je tylko ten ptak, bo on jest ich, nie interesuje ich nic innego - relacjonuje Jacek Wąsiński. - Warto dodać, że nasz weterynarz jest jedynym lekarzem na cały swój obwód i w tym czasie również obsługiwał inne pilne interwencje. Był jedyną osobą, która miała dzisiaj (w niedzielę 27 kwietnia - przyp. red.) dyżur. Przyjechał do nas, jak tylko mógł się uwolnić.

Według relacji Jacka Wąsińskiego dwie wspomniane kobiety miały tego dnia koczować pod bramą Leśnego Pogotowia do godz. 20:00 i zniechęcać inne osoby do pozostawiania tam potrzebujących pomocy zwierząt.

Leśne Pogotowie odpiera zarzuty

Na facebookowej grupie zrzeszającej mieszkańców Chorzowa pojawiły się nienawistne posty wobec Leśnego Pogotowia. Choć zostały już usunięte z przestrzeni publicznej, niesmak pozostał. Leśne Pogotowie postanowiło odeprzeć stawiane im zarzuty. Chodzi m.in. o fałszywą informację, że łabędź czekał na pomoc 10 godzin bez jakiejkolwiek opieki, przetrzymywany był w złych warunkach i nie miał w skrzyni wody.

Jak tłumaczy Jacek Wąsiński, łabędź przebywał w skrzyni w przewiewnym i zacienionym miejscu, a skrzynia ta znajduje się tam specjalnie na takie przypadki. W przypadku zarzutu braku wody jest to standardowa procedura w związku z urazami neurologicznymi.

- Nie mógł mieć tam wody - to standardowa procedura, bo przy urazach neurologicznych zwierzę może się zachłysnąć i utopić nawet w niewielkiej ilości wody. To są zasady wynikające z troski o ich bezpieczeństwo - przekazuje Wąsiński.

Jak dodaje, łabędź otrzymał pomoc tak szybko, jak to było możliwe i nie doznał żadnej krzywdy. Ptak nie czekał 10 godzin na udzielenie mu pomocy, a 4,5 godziny. "Dokładnie tyle, ile musiał. Tak samo jak ludzie czekają na pomoc na SOR-ze, a zwierzęta w przychodniach weterynaryjnych".

Sprawą zainteresowały się również lokalne władze. Wiceprezydent Chorzowa Elżbieta Popielska, osobiście pojechała do Leśnego Pogotowia, aby sprawdzić stan ptaka.

- Łabędź jest zaopiekowany. Dostał kroplówkę, elektrolity leki wzmacniające. Ma wiotką szyję - nie może być w wodzie. Nadchodzące godziny będą dla niego decydujące - poinformowała w mediach społecznościowych Elżbieta Popielska, wiceprezydent Chorzowa.

Jacek Wąsiński zapowiedział, że wobec oczerniających Leśne Pogotowie kobiet zostaną podjęte kroki prawne.

- Nie będą nam takie osoby mówiły jak i kiedy mamy działać, kogo zatrudniać, gdzie być w każdej godzinie i wytykać nazwę ośrodka, czepiać się o wszystko, nękać siedząc pod bramą i odsyłać bezpodstawnie ludzi ze zwierzętami kłamiąc o tym jak pomagamy.

Aktualizacja: 

W poniedziałek 28 kwietnia Urząd Miasta w Chorzowie poinformował, że spełnił się najczarniejszy scenariusz. Pomimo udzielonej pomocy weterynaryjnej łabędzica przegrała walkę i odeszła za tęczowy most. Decyzją wiceprezydent Chorzowa zlecona zostanie sekcja zwłok, w celu ustalenia przyczyn śmierci ptaka.  

- W zależności od wyniku będziemy podejmować stosowne dalsze działania - czytamy w komunikacie Urzędu Miasta w Chorzowie.

Śląsk Radio ESKA Google News